środa, 26 sierpnia 2009

...już po 23...cholera! kolejny dzień przeleciał przez palce...Wychylam ostatni łyk piwa. Paskudztwo. Nie ma nic gorszego niż ciepłe wygazowane piwo.
Mozolnie gramolę się z podłogi i, macając ściany w półmroku pokoju, znajduję włącznik światła. Pstryk. Mdłe światło żarówki uderza znienacka. Mrucząc przekleństwa pod nosem sunę do łazienki. Z lustra spogląda na mnie jakiś obcy facet. Wydaje się znajomy, ale kilkudniowy zarost, przekrwione oczy i brudne kudły zamiast włosów nie upodabniają go do nikogo znajomego. Wkładam głowę pod kran. Patrząc w lustro przeczesuję mokrą dłonią włosy. Przechodząc koło lodówki, zaglądam do środka. Idiota! Spodziewałeś się znaleźć coś w środku?! Lewą ręką zgarniam ze stołu jakieś połamane wafelki, chwytam kurtkę i wychodzę na ciemną, jak zwykle, klatkę schodową. Zbiegając na dół, potrącam pustą puszkę, która z łoskotem znajduje drogę dwa piętra niżej. Zza odrapanych drzwi spod numeru 54 dociera do mnie bełkotliwy stek przekleństw.
Powiew nocy. Mimo ciepła w powietrzu czuje się już zapach wrześniowej pogody.
Oby tylko zapalił...
Czarny Ford Mustang stoi na swoim miejscu, pokornie wciśnięty pomiędzy dwa kilkunastoletnie cuda  niemieckiej motoryzacji. Dookoła cisza, której akompaniuje jednostajny szum odległej miejskiej arterii i dochodzące od czasu do czasu z pobliskich mieszkań krzyki. Czuje się podle, po głowie krąży myśl o śnie. Przekręcam kluczyk. Jest! Osiem cylindrów rytmicznie gra pod maską. Uśmiecham się pod nosem. Może to nie będzie jednak taka parszywa noc. Odjeżdżam jednak z przeczuciem, że brak problemów z samochodem będzie dziś jedyną miłą niespodzianką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz