piątek, 28 sierpnia 2009

ciężki poranek

Czwartek. Obudziłem się po szesnastej. Zmięta poduszka nieznośnie uwierała głowę. Z rozbitego minionej nocy łuku brwiowego wprawdzie już nie ciekła krew, ale w głowie pozostał nieznośny szum. Próba podniesienia się z łóżka. Znienacka powstrzymuje mnie potworny ból głowy. Próbuje sobie przypomnieć przebieg minionej nocy, ale nie idzie mi to za dobrze. Po głowie krąży tylko jednak myśl - odzyskałem pieniądze. Pieniądze! A propos...za pół godziny powinienem kończyć pracę. Miałem dziwne przeczucie, że powinienem zacząć już rozglądać się za inną. Na wspomnienie mojego szefa, wszelkie skrupuły rozpłynęły się momentalnie. Praca dla tego starego zrzędliwego kretyna nie była warta tych śmiesznych pieniędzy. Pieniądze! Najważniejsze, że odzyskałem co moje. Antek raczej nie spodziewał się mojej nocnej wizyty, więc trochę czasu zajmie mu dojście do siebie i obmyślenie jakiegoś ewentualnego odwetu. Pokrzepiany tą myślą, dźwignąłem się na łokciach. Ból głowy nie ustępował.

środa, 26 sierpnia 2009

...już po 23...cholera! kolejny dzień przeleciał przez palce...Wychylam ostatni łyk piwa. Paskudztwo. Nie ma nic gorszego niż ciepłe wygazowane piwo.
Mozolnie gramolę się z podłogi i, macając ściany w półmroku pokoju, znajduję włącznik światła. Pstryk. Mdłe światło żarówki uderza znienacka. Mrucząc przekleństwa pod nosem sunę do łazienki. Z lustra spogląda na mnie jakiś obcy facet. Wydaje się znajomy, ale kilkudniowy zarost, przekrwione oczy i brudne kudły zamiast włosów nie upodabniają go do nikogo znajomego. Wkładam głowę pod kran. Patrząc w lustro przeczesuję mokrą dłonią włosy. Przechodząc koło lodówki, zaglądam do środka. Idiota! Spodziewałeś się znaleźć coś w środku?! Lewą ręką zgarniam ze stołu jakieś połamane wafelki, chwytam kurtkę i wychodzę na ciemną, jak zwykle, klatkę schodową. Zbiegając na dół, potrącam pustą puszkę, która z łoskotem znajduje drogę dwa piętra niżej. Zza odrapanych drzwi spod numeru 54 dociera do mnie bełkotliwy stek przekleństw.
Powiew nocy. Mimo ciepła w powietrzu czuje się już zapach wrześniowej pogody.
Oby tylko zapalił...
Czarny Ford Mustang stoi na swoim miejscu, pokornie wciśnięty pomiędzy dwa kilkunastoletnie cuda  niemieckiej motoryzacji. Dookoła cisza, której akompaniuje jednostajny szum odległej miejskiej arterii i dochodzące od czasu do czasu z pobliskich mieszkań krzyki. Czuje się podle, po głowie krąży myśl o śnie. Przekręcam kluczyk. Jest! Osiem cylindrów rytmicznie gra pod maską. Uśmiecham się pod nosem. Może to nie będzie jednak taka parszywa noc. Odjeżdżam jednak z przeczuciem, że brak problemów z samochodem będzie dziś jedyną miłą niespodzianką...